Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/97

Ta strona została skorygowana.

Nastąpiło powtórne milczenie, w tém Młyński, pochwycił arkusz papieru i drzącą ręką napisał — pięć tysięcy florenów...
Spoglądano mu przez ramię, młodsi przyklasnęli drugim, choć go przeklinali w duchu, miłość własna niedozwalała pozostać w tyle; niefortunny wniosek pana Damiana, który miał rozbić rzecz całą, w istocie groźną ją uczynił. Kilku gorętszych podpisało po pięć tysięcy, inni po dwa, trzy lub kilkaset. — Sam p. Damian, ubogi, musiał się na secinkę zdobyć.
Poszło to tak jakoś żywo, ochoczo i szczęśliwie, że w pół godziny, sami przytomni złożyli dwadzieścia kilka tysięcy, co ściśle biorąc, na początek było dosyć. Zmięszany wielce przyjaciel potajemny Drabickiego, nieśmiał już zabrać głosu... siadł w kącie z cygarem w ustach, skromnie przyjmując powinszowanie za szczęśliwą myśl, którą rzucił tak trafnie...
Odetchnęli wszyscy wolniéj.. obiecując sobie w wypłacie jakoś uwolnić od ciężaru... zaczęły się rozprawy... nieposzanowano Drabickiego w nich, a przyjaciele jego ust otworzyć nieumieli... Dopiero po dobréj godzinie spędzonéj na gawędzie, zaczęły nieśmiało występować trudności i wszelkiego rodzaju opozycye...
Jedni znajdowali dziennik zbytecznym, a pieniądze zawcześnie stracone, gdy na potrzeby kraju lepiéj użyte być mogły, drudzy znikczemnienie dziennikarstwa przy-