Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W pocie czoła.djvu/128

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ja? — odparłem smutnie. — Pan wiesz że mnie w pokrzywach znaleziono i Pokrzywką nazwano, a przezwisko Pokrzywnickiego winienem Karpowiczowi.
— Co to ma do tego! — odezwał się rozbudzony Niewiadomski — kto bądź cię mianował, już dziś jesteś Pokrzywnicki...
Posłuchajże co mi się śniło...
Lat temu kilka słyszałem o procesie Pokrzywnickich w trybunale, ze... jakże się zowią ze Swiderskiemi podobno. Sprawa się pono ciągnie dotąd a idzie o parękroć sto tysięcy summy posagowéj. Poszukaj po aktach, podniósłbyś tę sprawę dla Pokrzywnickich — gotowiby cię do Bończy przyjąć, to raz, a no byś co i oberwał...
— Prawdaż to czy żart? — spytałem.
— Ale prawda święta — rzekł Mostowniczyc. — Coś mnie tknęło... Kto wie może na ciebie ta sprawa czekała i tą furtą na świat wyjdziesz...
Nie wiele ja na to liczyłem, jednakże utkwiła we mnie rada, a żem i ten dzień odpoczywał cały i drugiego jeszcze połowę, Niewiadomski, który z pamięci różne dobywał zapleśniałe wspomnienia, przypominał i to, że Pokrzywnickich sprawę trzymał mecenas Brzeziński, który niedawno był zmarł...
Gdy się z moim dobroczyńcą żegnać przyszło, a mnie na łzy się zabierało widząc go w tak nędznym