Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wilczek i Wilczkowa.djvu/126

Ta strona została uwierzytelniona.

czorem do Przepłotów, gdzie postanowił przenocować, aby nazajutrz w przyzwoitém ubraniu i godzinie stawić się przed swym jurysdatorem (tak go dosyć niewłaściwie nazywał).
Wioząc papiery prawne, o których całość się obawiał, Pętlakowski dla bezpieczeństwa zajechał do najlepszéj austerji, do Moszka.
Przez drogę wymilczawszy się i wydrzymawszy do zbytku, niezmiernie był rad, że znalazł jakiegoś przyzwoitego człowieka do rozmowy, usposobionego. Był nim pan Otwinowski.
Poznawszy się potrosze, siedli razem wieczorem do niepoczesnéj wieczerzy, jaką im mogła dać pani Moszkowa. Powtarzała się ona codzień z mełemi waryantami, a podstawą jéj była zawrze jajecznica i ryba po żydowsku. Pętlakowski, w którego powołaniu była wymowa, mówił łatwo, chętnie i nietylko dużo ale nadto.
Nie było nic w świecie łatwiéjszego, jak dobyć z niego co kto chciał, nawet dla najniezręczniejszego człowieka; a zręczny mógł go, jak się wyrażano naówczas, co się zowie wypatroszyć.
Na zapytanie zkąd i z czém jedzie, Pętlakowski rozpoczął jaknajbardziéj szczegółowe sprawozdanie.
— Od granic województwa kijowskiego, panie dobrodzieju, to nie lada jaka lokomocya, podróż co się zowie! Ale co obowiązek to obowiązek.