Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wilczek i Wilczkowa.djvu/130

Ta strona została uwierzytelniona.

— Z bólem serca, pani Chorążyno dobrodziejko — odezwał się adwokat, cum moerore przybywam. Już żem się tu z zakraju świata przywlókł, łatwo się domyśleć że nie z korowajem! Bieda, pani Chorążyno, wierzyciele nas obsiedli, jak z pozwoleniem robactwo. Rady sobie nie dam! grosza nie mam! Dobra chcą tradować! co mówię, tradują już. Periculum in mora! Musiałem zbiedz wołając o ratunek. Jam proximus ardet Ucaligon! Giniemy! tak mi Boże dopomóż!
Łaciny pono nie zrozumiała Chorążyna, ale stanu interesów oddawna się domyślała i przeczuwała go. Na wspomnienie losu dzieci łza się jéj w oczach zakręciła.
— Chociaż mąż mój mocno jeszcze cierpiący i chorobą jest zirytowany, niema co robić tajemnic, gdy interesa są tak groźne. Żal by miał do nas słuszny. Oznajmię o was, i wprowadzę.
W dłuższą się rozmowę nie wdając już, poszła pani Jagnieszka do chorego, który leżał odwrócony do ściany.
— Pętlakowski przybył z Żytomierza, odezwała się. Zdaje się, że potrzebuje dyspozycyi co do interesów.
Wilczek się żywo odwrócił.
— Tego jeszcze brakło? zawołał. Licho go i tu przyniosło tego głupiego kauzyperdę! Dyspozycyi!