Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wilczek i Wilczkowa.djvu/142

Ta strona została uwierzytelniona.

jechać; i wyrwał się z téj łaźni tak zmęczony, iż w Przepłotach, gdzie lepszy kontusz mieniał na kitel podróżny, postanowił kilka godzin się przedrzemać.
I to mu się jednak nie udało.
Ledwie się na sianie ułożył, gdy Otwinowski wszedł z lampką w ręku.
— A co? z powrotem? zapytał.
— Tak, już.
— Z czémże?
Pętlakowski ręce obie pokazał próżne i wymownym ruchem dał do zrozumienia, iż nic nie zyskał.
— Cóż będzie? spytał Otwinowski.
— Co Bóg da.
Lakoniczne te odpowiedzi dopiero po lampce jednéj i drugiéj zmieniły się w regularne i kwieciste opowiadanie, Otwinowski się z niego dowiedział o wszystkiém.
Smutno to jest bohaterowi własnéj powieści odjąć aureolę, jaką nadaje stałość uczucia, lecz miłość prawdy wyznać nam każe, iż Otwinowski wcale na sentyment, jaki dlań była powzięła panna Jagnieszka, nie zasługiwał. Kochał się prawda mocno i gorąco, ale coraz w innéj.
Był zawsze szczerym, ale urodził się bałamutem; aże szczęścia jakoś do kobiét nie miał, i zawsze mu coś do osiągnięcia celu przeszka-