Odtąd Chorąży, choć charakteru nie zmienił, bo do śmierci gorączką pozostał jakim był, przez przywiązanie do żony mitygował się wielce. Dosyć czasem było jednego jéj spojrzenia, aby się utemperował i ochłonął.
Szedł potem jéjmość w rękę pocałować z uśmiechem i przepraszał że się uniósł.
Zaraz jakoś po tém weselu, ponieważ interesów było z dawnych czasów podostatkiem, musiał pan Chorąży do Żytomierza jechać, do Pętlakowskiego.
Stanął gospodą w swoim dworku, a że czas był skwarny, w ganku na ławce odpoczywał o mroku, gdy postrzegł nieśmiało, krokiem to przyśpieszonym, to bardzo wolnym, zbliżającą się kobietę.
Sądził, że do innego domu szła, więc niewiele zważał na nią, gdy nagle przypadła do ganku, i Wilczek poznał w niéj dawną przyjaciółkę Rózieczkę; co go tak zmieszało, że języka w gębie zapomniał.
Już mu ona całkiem z głowy była wyszła, ale stare grzechy, choćby człowiek żałował za nie, nie łatwo go puszczają.
Rózieczka płaczliwym głosem, niezmiernie czule, poczęła rozwodzić żale nad losem swoim, jakby suponowała iż w dawnych stosunkach nic się nie zmieniło i zmienić nie mogło.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wilczek i Wilczkowa.djvu/213
Ta strona została uwierzytelniona.