Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Za Sasów 01.djvu/154

Ta strona została uwierzytelniona.
IX.

Aż do nowego roku 1695, na pozór się mało zmieniło położenie; potajemnie toczyły się układy z główniejszymi przywódzcami rokoszu, zapewniano, że prymas nawet został pozyskany, i że piękna podkomorzyna Lubomirska, niewiadomo jakim sposobem, wmięszała się w to przejednanie i grała w niem pewną rolę, pomimo męża i podobno jego wiedzy.
To pewna, że głośno przy każdej zręczności wyrażała się z najżywszem uwielbieniem o pięknym, o miłym, o niezrównanie uprzejmym dla kobiet królu Auguście. Nie ulegało wątpliwości, że widywać go musiała, była nim zachwyconą, ale wzdychała do tej chwili, gdy otwarcie i jawnie będzie mogła zabrać z nim bliższą znajomość. Usposobienie to pięknej Urszulki, tak było na rękę i prymasowi i Towiańskiej, że nietylko jej niepowstrzymywali w tych zapałach, ale zdawali się podburzać i rachowali na czarodziejkę, aby wpływ jaki pozyskać miała, na korzyść swoję obrócić.
Wielce zazdrosny młody Lubomirski nie wiedział ani o tych zabiegach żony, ani o jej uwielbieniu dla króla.
Tymczasem pozyskawszy sobie łagodnością i wielce zręcznem pobłażaniem Sobieskich, biskupa Załuskiego, Lubomirskiego też z rodziną jego, przygotowawszy pojednanie dwóch na Litwie walczących stronnictw Sapiehów i szlachty; król August już się nie wahał przedsięwziąć podróży do stolicy.
Na skargi i żale przeciwko nadużyciom wojsk saskich, których wyprowadzenia z kraju natarczywie się domagano, król zręcznie bardzo odpowiedział rozkazem przenoszącym ich do Prus, zkąd nie tak łatwo