Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zygmuntowskie czasy Tom 1.djvu/26

Ta strona została uwierzytelniona.

soła, śmiechy i śpiewy. Na końcach nawet stolicy, z których zwykle życie ucieka aby się skupić w ognisku; żydowstwo w nieustannym ruchu i zajęciu, utrzymywało się dniem i nocą.
Cały rok był jakby jednym wesołym dniem świątecznym, przeciętym tylko kilką odpoczynkami. Ale te chwile spoczynku, teraz już stawały się coraz częstsze — niestety — i nie jeden mieszczanin krakowski wsparłszy się na kiju, poglądał smutnie na zamek królewski, mówiąc w duchu:
— I znowu niema króla Jegomości! I znowu Kraków pusty! Napróżno ksiądz Orzechowski admonicje mu daje słuszne, iż taki woli bawić w swojem Wilnie, przy swoich stadach tykocińskich, niż w starej stolicy Piastów! Litwina ciągnie serce do domu.
A jednak Zygmunt August mieszkał dość często w Krakowie i skargi te przedwczesne na opuszczenie stolicy, dopiero za jego następców ostatecznie usprawiedliwić się miały. Nabranem z dawna życiem i siłami, młodzieńczo żył jeszcze Kraków, nieprzewidując blizkiego upadku.
Ludność jego podówczas niezmiernie rozmaita była, a właściwa miejscowa tonęła w daleko większej liczbie przybyszów. Do tych policzyć naprzód musimy ogromny tłum różnorodnych uczniów szkoły głównej i szkół pomniejszych, zwanych pospolicie jednem zbiorowem nazwiskiem — Żaków. Tłum ten wyróżniający się silnie obyczajami, zajęciem i energią młodości od reszty, składał się z młodzieży majętnej i ubogiej wszystkich prowincji dawnej Polski. Między nim jednak, (choć w mniejszej liczbie) znajdowali się Węgrowie także, Czechy, Niemcy i sąsiednich krajów dzieci.