Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zygmuntowskie czasy Tom 1.djvu/95

Ta strona została uwierzytelniona.

— Obca to dla was rzecz, smutna, a i ja spełna wszystkiego nie wiem.
— Jakto? wy sami o sobie, pani Agato. —
— O sobieć to wiem, ale nie — potrząsła głową.
— Nie wydacie tajemnicy?
— Więcej ich słyszałem w życiu niż myśleć możecie, rzekł stary, a nikt się na mnie nie żalił, abym go zdradził.
— Na Boga ukrzyżowanego?
— Na Boga ukrzyżowanego, przysięgam wam kiedy chcecie, że milczeć będę jak kapłan po spowiedzi.
— Słuchajcież. — I westchnęła ciężko kobieta poczynając w te słowa:
— Pamiętacie kiedyście byli na Rusi, w waszym pielgrzymim stroju, wybierając się do Rzymu i jakieście na dwór nasz przywędrowali. Trochę to temu dawno i nie mało na ów czas dworów przeszedłszy, może wam w pamięci nie utkwiło.
— Owszem, pani Agato, bom ci chorował u was tam i kilka miesięcy przeleżał; dobrze dwór księżnej pamiętam.
— Więc i panią naszą, pamiętacie?
— Któż by o niej zapomniał? to był prawdziwy anioł z ciała i z duszy! Dla ubóstwa, dla poddanych, dla księży, dla wszelkiego ludu. —
— O! nie krwawcie mi serca wspomnieniem, anioł prawda, w ludzkiem ciele anioł. — A taka nieszczęśliwa. —
— Ona!
— Nie mieniałabym się na jej los, choć i mój teraz nie złocony. Nie wiem o jej młodości wiele, ale jak ją zapamiętam łzy a łzy tylko na oczach jej widziałam. Jedyna dziedziczka wielkich majętności, oddana w opiekę