Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zygmuntowskie czasy Tom 2.djvu/99

Ta strona została uwierzytelniona.

— Wypij Najjaśniejszy Panie.
August obejrzał się na Mniszcha, z początku wahał się, potem wychylił napój krztusząc się z odrazą.
— To nie dość, szepnęła baba, obmyć się całemu w tej wodzie potrzeba. Zostawcie nas samych.
I wskazała na drzwi. Podkomorzy pierwszy wyszedł, za nim inni, August niespokojnie obejrzawszy się, rozbierać począł. Ale bezsilny musiał wzywać pomocy Koryckiej, która odzienie zeń zdejmując, urwała sznurek od lędźwi i szybko go schowała, jak sama zeznała potem, w mniemaniu, że posiadanie tego sznurka zapewni jej panowanie nad królem.
Potem oblała go wodą całego, szemrząc jakieś słowa tajemnicze, otarła sama i trzęsącego się z chłodu posadziwszy, dała znak dworskim aby weszli. Sama wzięła świecę w rękę i wiodąc wszystkich za sobą w milczeniu, spuszczać się poczęła ze wschodów. Król dla zimna pozostał, i czarownica nie wymagała aby zszedł, pozostały Mniszech zawiódł go do izby Jakóba gdzie pozostał. Korycka tymczasem zniosłszy wodę w obecności wszystkich zlała ją do rzeki, wymawiając jakieś niezrozumiałe słowa.
Po chwili powróciła, August kaszlnął i trząsł się: kobieta znowu dała znak aby wszyscy odeszli.
— Będziecie zdrowi N. Panie! rzekła mu, choroba od Was odeszła i pociekła z wodą.
August głową z powątpiewaniem poruszył.
— Będziecie zdrowi, dodała, a zdrowie Wasze winni jesteście nie mnie, ale tej kobiecie.
— Tej kobiecie! smutnie powtórzył August spoglądając na palec.
— Pamiętacie ją N. Panie? mówiła Korycka, ona to