Strona:Józef Korzeniowski - Karpaccy górale.djvu/36

Ta strona została uwierzytelniona.

ale rozum twój krótki. Czy ty wiesz, ile u nich ziemi? czy wiesz, dokąd go poślą służyć? czy wiesz, jakim językiem tam mówić będą, gdzieon będzie tęsknił za matką i za tobą? wieszże ty, dziewczyno, ile u nich ludzi nosi karabin i jak jednego między stem tysięcy wyszukać? — Oj! głupia głowo! pójdziesz i przepadniesz i nogi schodzisz i oczy wypatrzysz i wszystko darmo. Ale chęć twoja dobra i myśl rozumna. Pójdziesz, dziewczyno, ale pójdziesz ze mną. Jam ich kraje wszerz i wzdłuż przewędrował i wiem, jak w armii dopytać się żołnierza.
Marta. Kumie! o, Bóg wam zapłaci! Mnie tak siły opadły, że wam i dobrem słowem podziękować nie mogę. Siada i płacze.
Prakseda. Wujciu! ty doprawdy chcesz iść ze mną?
Maksym. Oho! czym to ja cię kiedy oszukał?
Prakseda rzuca mu się na szyję. Wujciu! mój złoty! mój najmilszy! o! prędzej, prędzej chodźmy!
Maksym. Chodźmy, kochana dziewko! Bywaj zdrowa, matko! bądź cierpliwa i ufaj w Bogu.
Prakseda pada jej do nóg. Matko, błogosław!

Marta ją żegna, zasłona spada.






AKT DRUGI.

SCENA I.
Izba w karczmie pod Lwowem. Wchodzi Herszko, ze świeczką w ręku, za nim Maksym i Prakseda, przebrani, jak miejscowi chłopi; oboje z tłumoczkami na plecach; u Maksyma za pasem topór.

Herszko. Nu, dlaczego nie można przenocować? U mnie tu różni nocują, u mnie wszyscy panowie nocują, jak jadą do Lwowa.
Maksym. Dziękujemy, panie arendarzu! Nam nie-