Strona:Józef Weyssenhoff - Gromada.djvu/40

Ta strona została przepisana.




III.

Słońce, złoty dobrodziej, szeroką poświatą oblewało tego dnia ziemię Łowicką, więc i sąsiadująca ze Sławoszewem i Mielnem Niespucha opływała w słoneczną łaskę. Tylko ten kawał ziemi, mniej wdzięczny, nie odpowiadał słońcu taką bujnością drzew i łanów, jak tamte, nie roił się takiem mnóstwem istot żywych. Folwarczek, zdawna zaniedbany, dźwigał się widocznie ku lepszemu bo między kilku budynkami zwietrzałemi stał nowy dom barwy wapiennej i kształtu klatki mieszkalnej, ogołocony z przystrojów zieleni, które gdy się latem do ścian i dachów przytulą, śmieje się nawet chata urokiem bezpośredniego dzieła przyrody.
Stefan Czemski, nabywszy niedawno folwark, chciał w nim mieć mieszkanie odpowiednie do swych celów, bynajmniej nie romantycznych, lecz realnych, był bowiem z wykształcenia socjologiem, z powołania szermierzem emancypacji ludu z pod nawału przesądów z pod przewagi klas feodalnych i klerykalnych. Dom, który sobie wystawił, był takim domem, jaki miećby powinien przyszły włościanin wyzwolony. Na reszcie gruntu nie zdążył jeszcze wykonać swych rozległych planów dla cy-