Strona:Józef Weyssenhoff - Gromada.djvu/55

Ta strona została przepisana.
— 47 —

gów — tak jak w obecnym wypadku pochodzi od szczerych i pewnych przyjaciół ludu — może się zamienić w czyn pożyteczny. Nikt przecie winić nie będzie Poznańczyków, że w swoich urządzeniach praktycznych naśladowali porządki pruskie. Tembardziej nie znajdziemy chyba człowieka, któryby twierdził, że mądre rady Staszica lub Kołłątaja były napiętnowane klerykalizmem, bo pochodziły de facto od księży! — O rzeczy mówmy i jej użyteczności, nie o szlacheckiem, lub nieszlacheckiem pochodzeniu inicjatywy. Rada jest, jak moneta: wszystko jedno, od kogo pochodzi, byle była z dobrego kruszcu. Upraszam więc panów, aby 2echcieli w swych głosach zmierzać do rzeczowego wyjaśnienia sprawy, nie zaś do rozbujania jej na niepewnych falach dyskusji stonniczej.
Zerwał się zaraz Czemski do repliki, ale mu przerwał Godziemba:
— Przepraszam — ma obecnie głos pan Świderski.
Pomimo kategorycznej wskazówki przewodniczącego dyskusja znacznie się roznamiętniła. Nietylko Świderski, który miał zwyczaj murowania swych wniosków na lapidarnych zasadach, spierał się z Czemskim, ale i cichy Drobiński ozwał się z Protestem przeciwko rozróżnianiu tak jaskrawemu dworu i wsi, niby dwóch ras, mających zgoła odmienne interesy, a nawet Leśniowolski w kilku słowach ozdobnych, wygłoszonych jakimś pretensjonalnym akcentem, oświadczył, że jest przyjacielem ludu i w nim widzi przyszłość kraju.
— Perukarz! — szepnęła za kotarą Manie-