Strona:Józef Weyssenhoff - Hetmani.djvu/208

Ta strona została przepisana.




Katowice, 22 listopada.

Hela usnęła. —
Już widocznie pisanie pamiętnika przechodzi we mnie w nałóg, skoro zamiast spać, bazgrzę na papierze hotelowym, aby mi świeże wspomnienie podróży nie uciekło. Te kartki pisane w Prusiech przewozić będę przez granicę jeszcze chyba ostrożniej, niż browningi, ukryte w podwójnych dnach pięciu kufrów damskich, znaczonych ostentacyjnie cyfrą *** i koroną hrabiowską. Co to za rozległa i artystycznie płodna dziedzina — ta sztuka oszukiwania się wzajemnego ludzi! Browningi, dostarczone nam do hotelu z tutejszej fabryki broni, ułożyliśmy własnoręcznie, szczelnie, na dnach kufrów i przykryli dnem drugiem, ślicznie pasującem. Niby nic, ale kufry srodze ciężkie w tej części — czuć to przy podnoszeniu. Więc na dnie widocznem ułożyliśmy pokład talerzy porcelanowych, przeznaczonych na pokazanie i na oclenie; wyżej — lekkie ubrania kobiece. Ja zaś mam paszport hrabiego *** podróżującego z żoną, która z powodu niezdrowia pozostała w Niemczech. Ponieważ pierwszy raz przejeżdżam przez komorę graniczną w Sosnowcu, nikt mnie nie pozna prawdopodobnie. I różne inne wybiegi napół zabawne, napół wstydliwe. Gdyby przypadkiem znaleziono browningi, odpowiedzialność nie na mnie spadnie, lecz na owego hrabiego z żoną, poddanych

196