Strona:Józef Weyssenhoff - Narodziny działacza.djvu/158

Ta strona została przepisana.
—   152   —

— Odrzekł mniej więcej tak: ...To bardzo wymowny człowiek.
— I w to wierzę. Cóż tedy powiedział?
— Powiedział: »Jeżeli panowie stoicie na stanowisku potencyi niezależnej, mogę tylko przyklasnąć waszemu programowi«. Oni muszą stać oczywiście na innym gruncie. Ale jaka doniosła wymiana zdań — co?
— Bezwątpienia. Więc jednak pozostaliście przy swoich zdaniach?
— Zgadzamy się coraz bardziej. — A jaki to miły człowiek Pomorcew! Wyobraź pan sobie...
Tu dopiero prezes przystanął, aby opowiedzieć zdarzenie. Pan A polinary miał czas odsapnąć w swej pogoni za światłem centralnem.
— Wyobraź pan sobie — byłem u niego w hotelu. Przyjął mnie, choć to człowiek tak zajęty, że doprawdy godziny, które nam poświęca, kradnie po prostu swej szerokiej działalności. Listów, telegramów od instytucyi, od redakcyi — całe stosy, nawet tutaj. Więc przegadaliśmy kwadrans a ja, wychodząc, zostawiłem w jego numerze, książkę i rękawiczki — rozumie pan? — przypadkiem.
— Rozumiem.
— Na drugi dzień przed dwunastą zjawia się u mnie pan Pomorcew, exkuzuje się, że o tak wczesnej godzinie, ze względu na ścisłe zajęcie