Strona:Józef Weyssenhoff - Narodziny działacza.djvu/7

Ta strona została przepisana.




DZIEŃ PIERWSZY.

Pozwolę sobie przypomnieć łaskawym czytelnikom nikłą bardzo i trzeciorzędną postać pana Apolinarego ***, który w rozdziale drugim mojego panegiryku o Zygmuncie Podfilipskim plamką zaledwie barwną odróżnia się od szarego tła otaczającego jasną postać pana Zygmunta. Nigdy nie ośmieliłbym się zajmować czytelników po raz drugi tym drobnym znajomym, gdyby gorączkowy pęd spółczesnych wypadków nie popchnął pana Apolinarego na tory publiczne, na których znalazł się prawie niespodziewanie i zdołał już uczynić to i owo.
Trzeba pamiętać, że elektryczność wynikająca z wielkich wstrząśnień społecznych, udzielając się pojedynczym członkom społeczeństwa, przyśpiesza dziwnie procesy rozkwitu i dojrzewania. To, co pod spokojnem słońcem czasów zwykłych wegetuje tylko, lub przynosi ziarno za ziarno, pod rażącem światłem błyskawic, przy wstrząśnieniach