Strona:Józef Weyssenhoff - Za błękitami.djvu/138

Ta strona została uwierzytelniona.
131
ZA BŁĘKITAMI

— Nic. Kazała mi uklęknąć obok siebie — i nic więcej.
Okszycowi przemknął w pamięci obraz obojga młodych, klęczących przed wielkim ołtarzem. Więc i wspomnienie odwiedzin kościoła Dominikanów, jedno z jego najlepszych wspomnień, nie należało już do niego... Przymknął oczy i ścisnął ręką skronie, a gdy po chwili odkrył twarz, miał wyraz podniecony, niemal wesoły, którego Franio nie zgłębił.
— To dobrze, żeś się wziął do pracy, Franiu. Masz całe życie przed sobą i... możesz się ożenić z Halką Marliczówną.
— Stachu! takich, jak ty, ja nie znam! — zawołał Warecki, zrywając się z krzesła i wyciągając dłoń do Okszyca.