Strona:Józef Weyssenhoff - Za błękitami.djvu/149

Ta strona została uwierzytelniona.
142
JÓZEF WEYSSENHOFF

żał je za niemożliwe i niewczesne, życzył zaś rychłego spełnienia szczęścia, do którego sam się przyczynił.
Zima, ukazawszy się raz w swej najpiękniejszej szacie, schowała się znowu. Po paru tygodniach słoty i wichrów, pan Stanisław poczuł się znacznie gorzej: samo oddychanie zaczęło go kłuć w piersiach. Lekarz wyprawiał go niezwłocznie do Cannes, ale on się ociągał, chciał bowiem przed wyjazdem zostawić swe papiery w porządku.
Zabrał się do pisania testamentu. Po krótkiem wahaniu, czy pozostawić Bernatowice w ręku krewnych swego nazwiska, doszedł do wniosku, że nie mając żadnego bliższego krewnego Okszyca, mię-