Strona:Józef Weyssenhoff - Za błękitami.djvu/49

Ta strona została uwierzytelniona.
42
JÓZEF WEYSSENHOFF

daleko rozłożonem w prostokątne figury zbóż, traw i ugorów. Senny powiew błąkał się po tej równinie, rozpędzał trochę upał i od dalekich łąk przynosił ledwie dostrzegalne tchnienie wilgotne, bo już miało się ku wieczorowi.
Okszyc myślał o pannie Halce Marliczównej, której nie znał. Przypominał tylko pochwały Wareckiego.
Gdyby to Ona była? Jest podobno wychowana na wsi; może dusza kobieca pozostała w niej świeża, zdolna do wielkiego kochania? Może długie jej rzęsy kryją oczy zaufane, pełne oczekiwania miłości?
Okszyc miał o miłości teorye swoje własne, a przynajmniej samoistnie wyrobione. Mniemał, że