Strona:Józef Weyssenhoff - Zaręczyny Jana Bełzkiego.djvu/178

Ta strona została uwierzytelniona.
174
JÓZEF WEYSSENHOFF

mózg. Przysunąłem się do krzesła Celiny i ująłem jej obie ręce.
— Pani! — rzekłem, — co pani mówi? nic się w sercu nie zmieniło? Przecie to moje jedyne pragnienie i nie śmiem pytać, czy dobrze zrozumiałem. Gdybym miał pewność, że posiadam ten skarb, który szkaluję pod wpływem uniesienia i goryczy, to byłbym tak bogaty...
Oddała mi uścisk dłoni, a wzrok jej tęskny i wymowny przenikał mi do serca kojąco, jakbym nie znał jeszcze tej słodkiej trucizny... Ale po chwili takiej niemej rozmowy oczyma, Celina odezwała się:
— Już teraz nie wolno nam się kochać.
— Jakto? kochać wolno zawsze.