Strona:J. B. Dziekoński - Sędziwój.djvu/136

Ta strona została uwierzytelniona.

średnich odbijało jęki nieszczęśliwych Alchemików. Nie rzadko nawet karą, a raczej zemstą odkrytego oszukaństwa był stos lub szubienica.
Sędziwój długo był bezpiecznym. Czy to dla tego, iż wcale nie ukrywał się, czy też że często i nagle zmieniał miejsce pobytu, czy też jako szlachcic, opiekę korony polskiej używał za tarczę swego bezpieczeństwa. Zresztą też dobroczynnością, szczodrobliwością i rozgłosem który go wszędzie otaczał, czynił trudniejszem uwikłanie się w intrygi, a zatem i uwięzienie.
Cesarz Rudolf zaprosił Sędziwoja do Pragi; na wezwanie skwapliwie pośpieszył. Przyjęty okazale, poufałością cesarza zaszczycony, wobec całego dworu, w przytomności tylu Alchemików, którzy dwór ten składali, a więc w przytomności zazdrosnych, pilnie śledzących najmniejsze jego poruszenie, odbył kilka przemian merkuryuszu, ołowiu i srebra na złoto. Ofiarował cesarzowi trochę kamienia filozoficznego i ten własną ręką uszlachetniał metale. Cesarz w uniesieniu radości, iż niezbicie przekonał się o istnieniu tej wielkiej sztuki, kazał w sali, w której odbywały się doświadczenia, umieścić portret Sędziwoja. Pod obrazem wmurowano tablicę marmurową ze złotym napisem, wierszu własnego układu Rudolfa:

Faciat hoc quispiam alius,
Quod fecit Sendivogius Polonus![1]

  1. Niech ktokolwiek zdziała to, co zrobił Sędziwój Polak.