Strona:J. B. Dziekoński - Sędziwój.djvu/217

Ta strona została uwierzytelniona.

czyzną było wszystko to, czego tylko myśl doścignąć zdoła!
Zatrzymał się, a oczy jego i serce szukały ukochanej istoty. Niedaleko niego murem tylko przedzielona, spoczywała we śnie trwożliwym. Widział, iż serce jej nawet we śnie dla jego ucznia biło. Czuł, co cierpi serce kobiety do miłości stworzone, kiedy on tyle dla niej poświęcał, i dusza jego rzekła do jej śpiącej duszy:
— Przebacz mi, jeżeli chęć moja wzniesienia się do tak szczytnych przeznaczeń, była zuchwałą. Był to sen i już zniknął! — Nad brzegiem grobu widzę nareszcie, jakie jest prawdziwe wcielenie prawego i mądrego; prawdziwa brama wieczności, za tą bramą będę cię oczekiwał, ukochana, gdzie i twoje rozjaśnione serce wystarczy obszerniejszej miłości...
W swych celach samotnych w pracowniach, schronieniach, zajęci nauką, zadrżeli nagle wszyscy jego towarzysze. Uczuli, iż duch nieobecnego ich przyjaciela odezwał się do nich:
— Bywajcie zdrowi na zawsze na tej ziemi! — znów jeden z waszych braci was opuszcza. Stary wiek nasz przeżyje wszystkich, młodość, a dzień ostateczny zastanie was, jeszcze myślących na naszych grobach. Z wolnej woli zstępuję do krainy cieniów, lecz nowe słońcu świecą mi już z głębi grobu.