Strona:J. B. Dziekoński - Sędziwój.djvu/255

Ta strona została uwierzytelniona.

pieniędzy, miał być osądzony czci, sławy szlacheckiej i jako złodziej, w więzieniu na zawsze osadzony.
— Przecież poznałeś swoje pismo — rzekł Rogosz — i zrozumiałeś ten rozkaz, w imieniu królewskiem przez pana krakowskiego wydany. Teraz mam nadzieję, że zrozumiałeś rzecz całą i przestaniesz udawać. Widzisz, że jesteś w moich ręku. Ale, kochany przyjacielu, nie obawiaj się; umyślnie przybyłem, aby cię ratować; musisz tylko koniecznie ze mną jechać do Krakowa, a tam, jeśli dobrze urządzisz twoje sztuki, to wnet zręcznie zarobimy piękne pieniądze; jeszcze się wykręcimy, byleś tylko oddał panu krakowskiemu jego pieniądze. Inaczej cóż zrobisz? Jan teraz nic nie pomoże, żałuję i tak, żeś się wprost do mnie lepiej nie udał, jego pośrednictwo zaszkodziło wiele.
— Precz ode mnie, nikczemny! — zawołał starzec z oburzeniem — te pisma są mojej ręki! — Ja nie znam ani Mikołaja Wolskiego, ani Mniszcha; ja nikogo nie znam i nie widziałem! — Dlatego, że oddany moim badaniom, noc i dzień zatopiony w księgach, zapomniałem o świecie, więc rozumiesz, że do tego stopnia zapomniałem obrotów światowych, iż mnie podłością obaczać potrafisz? Znam cię; chcesz się mścić nade mną! to jest piekielny twój wymysł.
— Wymysł? — zapytał Rogosz i, doby-