Strona:J. I. Kraszewski - Wspomnienia Odessy, Jedysanu i Budżaku T.I.djvu/110

Ta strona została skorygowana.
100
4. LIPCA

wygody podróży dla choréj, powrócił nazad, odkładając swą podróż, w którą się już podobno nigdy więcéj nie wybrał.
Skończył się mój przegląd jarmarkowy, razem z popasem i jarmarkiem, który się już rozjeżdżał na wszystkie strony pośpiesznie, turkocząc i szumiąc. Większa część (bliżsi zapewne) szli pieszo, niosąc na palcu maleńkie bańki czarne z kupioném smarowidłem, dziegciem, smołą, inni wiedli bydło, inni nieśli sól i co pokupowali na kiermaszu. Oddajmy im sprawiedliwość: jak na koniec jarmarku, mało było pijanych.
Począwszy od Wierzchówki, kraj dosyć wesoły, ale wcale nie piękny; ziemia twarda gliniasta, coraz bujniejsze rośliny, a drzew coraz rzadzéj i 4ry po trakcie tylko. Zbliżając się do Obodówki Sobańskich, postrzega się wieś, w piękném dziś położeniu, na pagórkach lasami okrytych, u stóp ich rozrzucona. Wielkie zabudowania dworskie bieleją, ale szkoda mówić, żeby miały być dobrym smakiem; wszystko tu dosyć niezgrabne choć bardzo porządne. Dołem jak wszędzie staw, jak wszędzie Cerkiew i Kościo-