Strona:J. I. Kraszewski - Wspomnienia Odessy, Jedysanu i Budżaku T.I.djvu/227

Ta strona została skorygowana.
217
10. LIPCA

się zawsze (wyjąwszy rano na czczo) bardzo miłą rzeczą. Starałem się jednak, zmuszony będąc dla blizkości i zręczności kąpać u Greka, gdzie zawsze tłum był wielki, wybiérać o ile możności godziny, w którychbym sam, lub tak jak sam, z morzem być mógł. Ale i tak — nie wielka w tych łazienkach uciecha; ta odrobina morza zamknięta między dwie ściany, między dwie łazienki, bez widoku, zewsząd zamurowana — daleką jest od mniéj prawda wygodnych, ale nierównie milszych za miastem na Chutorach stojących i gdzie człowiek choć sobie nogi skałami kaleczy, ale jest sam na sam z morzem i falą, i okiem polecieć może daleko na wszystkie strony, nie spotykając tych zapór prozaicznych, które u Greka zamykają widok i ściskają serce.
Widok ze wschodów olbrzymich, pod posagiem Richelieu i z całego w ogólności bulwaru na porty, jest jednym z najpiękniejszych w samém mieście; chociaż daleko od niego bardziéj zachwycającym, jest drugi z morza na miasto i wschody, pod nogami patrzącego jest cała przystań podzielona na dwie