Strona:J. I. Kraszewski - Wspomnienia Odessy, Jedysanu i Budżaku T.I.djvu/82

Ta strona została skorygowana.
72
2. LIPCA

niéj być musiało, pięknie byćby mogło, dziś jeszcze, gdyby tylko życie wrócić, co i ztąd i z Tulczyna uciekło.
Od sadu i drugiego lasku sosnowego, niedaleko za Bakszą, poczyna się wysadzana niegdyś lipami, teraz dosadzana jarzębiną naprędce — ulica, wiodąca do Tulczyna. Już go widać zdaleka, bieleje nad stawami, na prawo postrzegać się dają wzgórza poobrywane, pogięte, pokrzywione, gdzie niegdzie świecące żółtą gliną, to czerniejące przyczepionemi do boków gaikami brzozowemi, to bielejące, ukrywającą się chatką.
Nareszcie wjeżdżamy do Tulczyna, szeroką ulicą, ostawioną dość porządnemi domy zajezdnemi, mijając dawny Kościoł i kilka porujnowanych budowli. Ulica ta główna przez miasto wiodąca, we cztéry rzędy wysadzana drzewami, które jak widać chérlają ciągle, sadzone i łamane i nie bardzo chcą rosnąć, — wiedzie aż w koniec, przecięta w lewo uliczką drugą, za którą ukazuje się z drzew fronton pałacu z kolumnadą ganku i sławnym swym na facjacie napisem.