Strona:J. I. Kraszewski - Wspomnienia Odessy, Jedysanu i Budżaku T.III.djvu/42

Ta strona została przepisana.
40
31 LIPCA.

to po złomach skał, wiodła nas pracowicie się czepiających, pod samemi basztami i okolnemi mury, coraz wyżéj, a wyżéj. Niekiedy zwłaszcza, że po nocy, rękami aż przytrzymywać się było trzeba, na najeżonych stromo kamieniach. Zwróciwszy się na zachodnią stronę, stanęliśmy i spójrzeli. Widok wart był trudu. Nad naszemi głowy, wisiały ztąd jeszcze ogromniéj wydające się mury; potężna najbliższa nas wieżyca, wysuwała się ciemna i groźna, na oświecone z przeciwnej strony księżycem niebiosa, w lewo, w prawo, piętrzyły się mury a mury, wyższe, niższe, pokrajane okienkami, strzelnicami, basztami, parapetami, popodpierane ogromnemi szkarpy, stojące na porozłamywanych dziwacznie, skałach, stérczących w różne ksztalty- Promień księżyca gdzieniegdzie smugą sinawą padając, oświetlał kawał muru, zostawując resztę w głębokim cieniu. My staliśmy na złomie nad samym Limanem, o który rozbijały się jego fale, obryzgując nas. Ciężko się było od tego widoku oderwać, a jednak wielce spóźniona pora, zmuszała do odwrotu — zeskoczywszy