Strona:J. Turgeniew - Z „Zapisek myśliwego”.djvu/105

Ta strona została uwierzytelniona.

stko, co tylko można sobie wyobrazić! Tak oto, była ona u mojej żony przez dziesięć lat. Raptem, pewnego pięknego poranku, wyobraź pan sobie, wchodzi Arina (Arina miała na imię) — bez meldowania się, do mego gabinetu — i buch mi do nóg!... Ja tego, jeżeli mam panu powiedzieć otwarcie, znosić nie mogę. Człowiek nie powinien nigdy zapominać o swojej godności. Nieprawdaż? — Czego chcesz? — Ojcze, Aleksandrze Siłyczu, proszę o łaskę. — O jaką? — Pozwólcie mi, panie, wyjść za mąż! Przyznam się panu, że zdziwiłem się. — A czy ty wiesz, głupia, że pani niema innej służącej? — Będę, panie, służyła, jak dotąd. — Głupstwo, głupstwo! pani nie trzyma sług zamężnych. — Melania może zająć moje miejsce... — Proszę nie rezonować!.. — Wola pańska... Przyznam się panu, że zdumiałem... Jestem taki człowiek, że, śmiem to powiedzieć, nic mnie tak silnie nie oburza, jak niewdzięczność... Przecież niema co opowiadać panu;... wiesz pan, że żona moja jest to wcielony anioł... dobroć nieopisana... — Zdaje mi się, że nawet złoczyńca i tenby nad nią miał litość... Kazałem Arinie pójść precz... Myślę sobie... nuż się opamięta, bo... nie chce się wierzyć, żeby w człowieku mogła istnieć taka czarna niewdzięczność. I cóż pan myśli?... — Nie upłynęło pół roku, a ta znów zaszczyca mnie swoją obecnością i taką samą prośbą. — Przyznam się, że wypędziłem ją z gniewem, pogroziłem i obiecałem powiedzieć żonie. Byłem wzburzony... lecz, wyobraź pan sobie, moje zdumienie... W jakiś czas później przychodzi do mnie żona, we łzach, zdenerwowana, ażem się przestraszył. — Co takiego? — Ari-