Strona:J. Turgeniew - Z „Zapisek myśliwego”.djvu/11

Ta strona została uwierzytelniona.

i ani razu nie pomówić z nim otwarcie, serdecznie, a czasem znów tak się trafia, że odrazu, od pierwszych chwil, po pierwszem poznaniu się, już panuje szczerość i albo ty jemu, albo on tobie, zupełnie jak na spowiedzi, wyjawi wszystkie swoje tajemnice.
Nie wiem, czem zasłużyłem sobie na zaufanie mego nowego przyjaciela, ale ni ztąd ni zowąd, „wziął“ on, jak to się mówi, i opowiedział mi dość interesujący wypadek. Postaram się powtórzyć to czytelnikowi temi samemi słowy, co doktor.
— Nie znasz pan zapewne — zaczął on głosem osłabionym i drżącym (taki jest skutek używania berezowskiej tabaki bez domieszek) — nie znasz pan zapewne tutejszego sędziego Myłowa, Pawła Łukicza?... Nie znasz pan... No, to wszystko jedno... (Znowuż odkaszlnął i przetarł oczy)... Otóż, racz pan wiedzieć, było to... jakby powiedzieć, żeby nie skłamać, podczas wielkiego postu, w same roztopy... Jestem ja u niego, u naszego sędziego, i gram w preferansa... Sędzia nasz bardzo dobry człowiek i wielki amator kart... Wtem powiadają mi: jakiś człowiek pana szuka. Pytam: co mu trzeba? Mówią, że przyniósł jakąś karteczkę — zapewne od chorego... No, dobrze, bo rozumiesz pan przecie, to nasz chleb... Cóż się pokazuje? pisze do mnie obywatelka, wdowa, pisze: córka moja umiera, przyjeżdżaj pan na miłość Boga... konie po pana posyłam... No, to wszystko jeszcze nic... ale mieszka ta pani o dwadzieścia cztery wiorsty od miasta, a tu noc ciemna a droga straszna... I biedna przytem ta obywatelka, więcej nad dwa ruble nie można się spodziewać i to jeszcze rzecz wątpli-