Strona:J. Turgeniew - Z „Zapisek myśliwego”.djvu/51

Ta strona została uwierzytelniona.

Zamknęła oczy.
Położyłem rękę na jej drobnych, chłodnych palcach. Jej ciemne powieki, okolone jasnemi rzęsami, jak u starożytnych posągów, znowuż opadły... Po chwili błysnęły w półzmroku: zmoczyła je łza.
Nie ruszałem się z miejsca.
— Jakaż ja jestem — rzekła nagle chora z niespodziewaną siłą — i otworzywszy oczy szeroko, usiłowała wyrzucić z nich łzę; czyż nie wstyd, dawno już nie zdarzyło mi się nic podobnego, od tego samego dnia, kiedy Wasil przyszedł mnie odwiedzić. Dopóki siedział ze mną i rozmawiał, to nic, ale jak odszedł, zapłakałam w samotności — zkąd się łzy brały?... przecież dla kobiety łez nie kupić. Panie — dodała — może pan ma chustkę, niech pan nie wzgardzi i obetrze mi oczy.
Pośpieszyłem spełnić jej życzenie i zostawiłem jej chustkę; z początku nie chciała: „po co mi taki podarunek?“ — chustka była zwykła, ale biała i czysta — potem wzięła ją w swoje słabe palce i trzymała przy sobie. Oswoiwszy się z ciemnością, w której znajdowaliśmy się, mogłem wyraźnie widzieć rysy jej twarzy, mogłem nawet zauważyć delikatny rumieniec, przebijający się przez bronzową jej cerę, mogłem odnajdywać w tej twarzy (tak mi się przynajmniej zdawało) ślady jej dawnej piękności.
— Zapytywał mnie pan — rzekła znów — czy mogę sypiać: rzeczywiście sypiam rzadko, ale za każdym razem mam sny, częstokroć bardzo piękne, w tych snach nie widzę się nigdy chorą, lecz zawsze zdrową i młodą. Raz mi się przyśnił sen cudowny,