Strona:J. Turgeniew - Z „Zapisek myśliwego”.djvu/54

Ta strona została uwierzytelniona.

Zatrzymała się i patrzy, a oczy ma jak sokół: żółte, wielkie i nadzwyczaj jasne. I zapytałam jej, kto jesteś? a ona odrzekła: „Jestem twoja śmierć“. Nie zlękłam się, lecz przeciwnie, byłam bardzo rada, przeżegnałam się — i rzekła do mnie ta kobieta, moja śmierć: — „Żal mi cię bardzo, Lukeryo, ale cię zabrać z sobą nie mogę. Żegnam cię“. Boże! jakże mi się zrobiło smutno. Weź mnie, wołam, weź, na wszystko cię proszę, a ona obróciła się do mnie i zaczęła coś mówić; rozumiałam, że naznacza mi moją godzinę, ale tak jakoś niezrozumiale, niejasno, po świętym Piotrze. Obudziłam się. Takie to miewam sny dziwne.
Zamyśliła się.
— To tylko, panie, nieszczęście, że czasem cały tydzień przejdzie, a ja zasnąć nie mogę. W roku zeszłym przejeżdżała tędy jedna pani, zobaczyła mnie i dała mi flaszeczkę z lekarstwem na bezsenność, po dziesięć kropli kazała brać. Bardzo mi pomagało, spałam po tem lekarstwie, ale już dawno wyszło. Czy nie wie pan, co to za lekarstwo i gdzie go można dostać?
Przejeżdżająca pani widocznie dała jej opium. Obiecałem dostarczyć jej flaszkę takiego lekarstwa i głośno użalałem nad jej cierpieniem.
— Panie — rzekła — cóż to znów za cierpienie? Oto naprzykład cierpienie Szymona Słupnika było większe: on przez trzydzieści lat stał na słupie. A inny mąż Boży kazał się w ziemię zakopać po same piersi i mrówki jadły oblicze jego... A to znów opowiadał mi jeden człowiek oczytany, że był pewien kraj i ten kraj zawojowali Agaryanie i wszystkich mie-