Strona:Jack London - Córa nocy.pdf/96

Ta strona została przepisana.

noc przy maszynie, a zrana kazał sobie przynieść tam śniadanie.
— Skręci sobie jeszcze kiedy kark — zauważył Peter Winn nawpół gniewnie nawpół z dumą, poczem udał się na werandę.
Stanął na najwyższym stopniu szerokich wschodów i podrzucił pięknego ptaka wysoko w górę Gołąb zatrzepotał się w powietrzu, zakołował niezdecydowanie, poczem wzbił się jak strzała.
Znajdując się na pewnej wysokości jeszcze zdawał się wahać. Potem widocznie opanowując kierunek, skierował się na wschód, lecąc ponad dębami, które porastały całą okolicę, czyniąc ją podobną do parku.
— Wspaniale, wspaniale — mruczał Peter Winn. — Doprawdy chciałbym mieć tego gołębia z powrotem.
Ale Peter Winn był człowiekiem bardzo zajętym. W głowie miał tak dużo wielkich planów, a czasu mało, stanowczo za mało. Szybko też zapomniał o tym małym wypadku. Jednak w trzy dni potem oficyna jego podmiejskiej willi wyleciała w powietrzu. Wybuch nie był zresztą wielki i nikt z mieszkańców nie odniósł ran, ale oficyna legła w gruzy. W głównym budynku większość szyb wyleciała z okien, pozatem było dużo ogólnych strat. Na drugi dzień rano pierwszy prom z San Francisco przywiózł pół tuzina detektywów, a w kilka godzin później sekretarz w stanie najwyższego podniecenia wpadł do gabinetu swego szefa.