Strona:Jack London - Wojna z polowaniem na mamuta.djvu/12

Ta strona została uwierzytelniona.

Właściwie żona moja posuwa się jeszcze dalej, bo grozi mi rozwodem. Z racji mego jakiegokolwiek błahego opowiadania robi niesłychaną awanturę i wrzeszczy, że nie wyszła za mnie za mąż dla mnie, lecz dlatego, iż byłem w Brygadzie Piłsudskiego i mam krzyż „za wierną służbę“ z literami J. P. Żona moja twierdzi, że będziemy mieli dzieci i że powinienem dbać o swoje przyszłe potomstwo, które nie może mieć ojca, z którego ust nie można usłyszeć ani słowa prawdy. Co za przesada w jednej i do tego młodej kobiecie! Bardzo ucieszyłem się, że będziemy mieli z żoną dzieci, choć przyznaję, że nie wiem dokładnie, co moje dzieci będą miały ze mną wspólnego, gdy, jak to ciągle we własnym domu słyszę, żona moja wyszła za krzyż I Brygady.
Ale mniejsza z tem! Moje życie prywatne nikogo nie obchodzi i obchodzić nie powinno. Ciekawe jest to, że nieprawdopodobieństwa płatają mi figle nielada! Nie chcąc mnie zupełnie od siebie uwolnić, obrały sobie za narzędzie w ataku na mnie moją rodzoną żonę. Przecież to jest pyszne! Wprost bajeczne!
Któregoś tam dnia żona moja przeczytała w komunikacie, że wojska nasze zdobyły Smorgonie. Było to w lecie zeszłego roku. Bynajmniej nie ni stąd, ni zowąd, ale w zupełnie określonym miejscu, bo przy obiedzie mówi mi żona:
— Pojedziesz, złotko, do Smorgoń na parę tygodni! — Inny mąż na mojem miejscu zdziwiłby się, ale ja nie, bo się wogóle nie dziwię... Ale zrozumiałem wszystko... Zrozumiałem, że się zaczęło... Nieprawdopodobieństwa poczynają zbliżać się do mnie wielkiemi krokami, niemożliwości drażnią mnie, a wszystkie razem czekają, aż, jak to bywało dawniej, runę w nie „na całego“.
Bo przecież to nieprawdopodobieństwo, aby kochająca, nerwowa i jeszcze inna żona wysyłała kochanego męża i to gdzie: na front! I dokąd: do Smorgoń! A przecież słyszałem na własne uszy!
Wyobraziłem sobie siebie, człowieka inteligentnego, na stanowisku, trzydziestoletniego z okładem, żonatego, spodziewającego się potomstwa — na froncie... Ręce mi poczęły latać, głos drżeć, uszy ruszać się — wszystko to są objawy napadu... Żelazną siłą woli powstrzymałem się, by nie popędzić, jak stałem, do Smorgoń i zapytałem, udając, że nie wiem, kto opętał moją żonę: