Strona:Jack London - Wojna z polowaniem na mamuta.djvu/14

Ta strona została uwierzytelniona.

duję krótko: „Przepraszam pana kapitana za zwrócenie mu uwagi, ale melduję, że mojem zdaniem rozkaz wykonałem“.
— „A mojem nie! Na „amerykany“, rekruckie twoje ucho, spójrz!“
W pasji na to „ucho rekruckie“ spojrzałem na swoje amerykańskie kamasze... Innego człowieka, skłonnego do dziwienia się lub strachu, trafiłby z racji tego widoku szlag, oryginalny galicyjski szlag.
Proszę sobie wyobrazić, że w moich „amerykanach“ stopy moje zrobiły w tył zwrot, ale amerykany — nie. Ciągle ten sam front utrzymywały. Ja więc byłem z tyłu, a moje kamasze z przodu.
Nic dziwnego, że się kapitan zdenerwował. Ale go przebłagałem, wyjaśniwszy, że wziąłem od porucznika kamasze, prawdopodobnie o dwie ludzkie stopy dla mnie zaduże.
Kapitan postanowił wkrótce „stuknąć“ front bolszewicki, i, gdy zaczęła się bitwa, ruszyliśmy na nią. Mój dowódca twierdził, że dla takich, jak ja, niedźwiedzi, ogień bolszewicki, to szkoła najlepsza. Złośliwie przytem spoglądał na mój brzuszek dyskretny, któregom się nabawił, ustatkowawszy się po ożenku. Żona moja, jakkolwiek nerwowa i z tego jedynie powodu nieco swarliwa, umie świetnie robić zrazy. Boże! jakie ta niewiasta szykuje zrazy!
Ruszyłem więc z kapitanem, który dzielnie kierował bitwą, a obładowany byłem tem wszystkiem, co mi dobra żona wpakowała do mego olbrzymiego plecaka myśliwskiego, który pamiętał najniemożliwsze niemożliwości, nawet te, w których mnie nie było. Bo trzeba wam wiedzieć, że plecak mój przynosił ludziom poczucie uczciwości i — choć nieraz kradziono mi go — zawsze cudem jakimś djabli brali złodzieja, którego spadkobiercy uczciwi oddawali mi plecak z gorącą prośbą, abym darował winę nieboszczykowi, co też robiłem, nie będąc z natury człowiekiem mściwym ani zawziętym.
Bitwa była sroga. Przewaga liczebna była po stronie bolszewików. Na stu bolszewików był nasz jeden żołnierz. Aby wybrnąć z tej rozpaczliwej sytuacji, kapitan wydał rozkaz, aby każdy żołnierz polski w tym czasie, gdy bolszewik odda jeden strzał — palnął do niego sto razy. Tym sposobem jako tako i z wielką biedą wyrównał się rachunek. Ale łatwo możecie sobie wyobrazić, co to było. Lufy żołnierzy