Strona:Jadwiga Marcinowska - Z głosów lądu i morza.djvu/146

Ta strona została uwierzytelniona.

cinników na posadzce kościoła rozkładają się przybyli tutaj — na nocleg pielgrzymi prawosławni.
Rzeczywiście na nocleg.
W wielką sobotę rano jest grecka uroczystość świętego ognia. Pojawia się ogień jakoby z nieba i każdy z wierzących pragnąłby od tego płomienia swoją świeczkę zapalić. Ażeby miejsce zdobyć, przychodzą ludzie zawczasu, z wieczora do bazyliki. Czekają całą noc. Widać porozścielane kaftany i chusty, na których leżą i siedzą.
Nieco dalej obozowisko Koptów; przykucnęły na ziemi gromady ciemnoskóre w białych zawojach i białej fałdzistej odzieży. Migotanie wielu lamp sprawia jakoweś dziwne dziwnego obrazu oświetlenie...
Zajmuje ta zgiełkliwa chwila obecna. Gdy pierwsze, cokolwiek nieprzyjemne wrażenie przeminęło, myśl uświadamia sobie, że oto jest wielokształtna i różnobarwna budowa wzniesiona nad pojawionem przed wiekami źródłem cichych i prostych, a niezgłębionych słów.
Że oto wynik dotychczasowych wysiłków człowieka w kierunku zrozumienia...
Każdy wysiłek tego rodzaju budzi uszanowanie i zarazem otwiera przed nami coś dalszego. Uczuwamy się znagła na jakimś punkcie ogromnej drogi; wiew jest i szlachetne szczęście przestrzeni: po jednej stronie