Strona:Jadwiga Marcinowska - Z głosów lądu i morza.djvu/235

Ta strona została uwierzytelniona.

myśli czy ócz? Jakoweś widma zjawiają się na powietrzu.
Początkowo jakby leciuchny szkic: związało się to z drgających promieni. Szybko w następnej chwili zarys tężeje; napływa kolor, świadectwo życia.
W pełnego, białego dnia olśnieniu narodzone są głowy, barki, postacie całe. Skończone kształty osuwają się chyżo na ziemię; poszły przed siebie niezmiernie zwinnym ruchem.
Czaszki i czoła ich owinięte w fałdzistość jasnych chust, draperye płaszczów opadają w dół, osłaniając stopy; wsparli ręce na laskach, zakrzywionych u góry, bardzo wysokich, dogodnych w wędrowaniu. Pot oblewa im ciemne twarze, tem niemniej idą śpiesznie z lekkiem karków podaniem, ze spojrzeniami, które przed się i na strony rzucają chytre, a niespokojne i biegające oczy.
Pustynia wyjawiła obraz niezapomnianej przeszłości...
Bo wszakże poznajemy tych ludzi? Toć przecie są wysłańcy kapłanów jerozolimskich, ażeby, „szedłszy”, wywiedzieli się prawdy o niedawnym, lecz głośnym w okolicach Jordanu proroku i nauczycielu, o Janie...

Chrzciciel pojawia się w pustyni, jak występująca z zamierzchłego tła dziejów postać,