Strona:Jakob Wassermann - Dziecię Europy.djvu/237

Ta strona została przepisana.




Jakiś głos woła.

Ku wieczorowi w dzień letni stanął przed Kacprem Hickel ze złośliwie triumfującą miną i podał mu karteczkę na jego imię, którą otrzymał przy liście od lorda Stanhope. Zawierała ona suchy i kategoryczny rozkaz: „oddaj pamiętnik panu porucznikowi“.
— Tak, mój chłopcze — rzekł. — A jeżeli nie posłuchasz dobrowolnie, będę musiał uciec się do gwałtu... niestety!...
Kacper przecierał oczy. Twarz mu stężała.
— Dobrze — powiedział wreszcie głuchym głosem. Złożę pamiętnik, ale... jutro osobiście na ręce prezesa Feuerbacha.
— Niechaj i tak będzie! Przyjdę w południe jutro — weźmiesz dziennik — i pójdziemy razem do pana prezesa.
Chciał zyskać na czasie. Knuł plan wydarcia w drodze Kacprowi pamiętnika, opierając się na tem, że życzeniem lorda, zaniepokojonego o treść zapisek Kacpra, jest, aby nikt nie przeczytał ich przed nim. Kacper miał także swoją rachubę w zwłoce. Wymknął się z domu i pobiegł na skargę do prezesa. Ten był w senacie. Nieszczęśliwy prosił Henrjettię, aby zawiadomiła ojca o zamierzonym gwałcie.