Strona:Jakob Wassermann - Dziecię Europy.djvu/52

Ta strona została skorygowana.

zajadając przysmaki i gawędząc wesoło. Ale Kacper, znużony, zasnął natychmiast. Wnet ucieszyli się wszyscy, jakby śpiący był najważniejszą osobą.
Kiedy obudził się, Daumer rzekł doń, wskazując ręką na zachód: „Czy widziałeś już kiedy słońce tak wielkiem i czerwonem.“ Młodzieniec w niemem oczarowaniu spoglądał na pławiący się w ognistych obłokach dysk słoneczny. Naraz purpurowe blaski pogasły — uczynił się zmierzch. Kacper pobladł, z drżeniem pochwycił dłoń nauczyciela: „Dokąd słońce poszło?!“ — krzyknął. Panie mimowoli roześmiały się. Daumer pomyślał, że pierwszej nocy w raju Adam musiał doznać podobnego przestrachu. Pocieszył chłopca, że słońce powróci.
— Czy słońce jest Bogiem? spytał Kacper.
— Wszystko jest Bogiem! — odparł Daumer, skłonny do filozofowania w duchu panteistycznym.
Chłopiec po dłuższej chwili milczenia ozwał się:
— Kacper kocha słońce!
W jego entuzjazmie był odgłos epoki bałwochwalstwa.
W drodze powrotnej wszyscy milczeli. Ten nastrój przytłumiony był wyrazem czci dla niezapomnianych godzin, spędzonych w harmonji serc na łonie pięknej natury.
Zanim weszli w miejskie wrota, Anna zatrzymała się; wskazała Kacprowi światła na firmamencie, wypowiadając nieznane mu słowo: „gwiazdy“. Kacper nie był w stanie oderwać oczu od ugwieżdżonego nieba i olśniony powtarzał bez końca słowo, które zrabował z ust Anny. Okazało się, że