Strona:Jan Łada - Antychryst.djvu/308

Ta strona została uwierzytelniona.

— To fałsz! Oszukano cię! Pozory zwiodły!
Roztocki głową zaprzeczył.
— Niestety, mam raporty pewne.
— Ależ, człowiecze, zapominasz o tem morzu żółci i krzywdy, które oddziela żydostwo od jego wiekowych gnębicieli!
— Oddzielało, chcesz powiedzieć. Izrael nawrócił się do „boskiego“. Rabini uderzyli mu czołem, paląc Talmud narówni z Torą. Teraz ten starzec przekonał ich, że zostali oszukani przez Rabbiego i wraca im wiarę, ale nie tę, jakiej nauczali rabini, jeno dawniejszą, tę, której uczy biblja. I niema komu zaprzeczyć i przekląć, bo rabini zaparli się Jehowy. I Chrystus z tego korzysta, i krzyż zbiera obfite żniwo w Izraelu.
— Straszne! — szepnął sinemi wargami inspektor więzień. — Jeśli tak, pocóż to wszystko?
Roztocki machnął ręką sceptycznie.
— Poto narazie, by działo się podług woli władcy, który nas osłania płaszczem swej mocy!
Kwaśniewski oburzył się.
— Ależ mi o ideę idzie, nie o płaszcz Gesnareha i nie o własną osobę!
Roztocki popatrzał nań szydersko.
— Idźże na złamanie karku razem z twoją ideą, stary warjacie! — mruknął przez zaciśnięte zęby.