Strona:Jan Łada - Antychryst.djvu/90

Ta strona została uwierzytelniona.

— Życie tyle ma wartości, ile z niego można poświęcić — zauważył spokojnie.
Ale Edytę dotknęły przykro słowa brata.
— Sądzę, że tu mniej niż gdziekolwiek grozi księdzu niebezpieczeństwo. Mordy i zbrodnie, popełniane przez motłoch, zdarzać się muszą tam tylko, gdzie wpływ Rabbiego nie sięga!
Ksiądz spojrzał na nią uważnie.
— Pani widziałaś go już?
— Tak. Mówił z nami.
— Za chwilę mamy przyjść do niego — dodał Strafford.
— Do jego mieszkania? — zdziwił się ksiądz, który bawił tu od dni kilku i obeznany był z panującemi zwyczajami. To bardzo wyjątkowe wyróżnienie!
— Tak! Okazał się wyjątkowo uprzejmym dla mojej siostry — wyjaśniał Strafford.
Ojciec Wincenty zwrócił się do Edyty.
— Tem bardziej powtarzam pani, com jej już mówił w Krakowie: strzeż się!
Strafford, który w gruncie niedaleko odbiegał od niechęci, jaką dla Rabbiego zdawał się czuć ksiądz, począł go rozpytywać, na czem opierała się ta niechęć. Zastrzegał jednak, żeby mu nie mówił o fałszywych prorokach bo to w końcu XX wieku trąci nadto myszką. Ksiądz skłonił głowę uśmiechając się.
— Nie będę mówił o prorokach fałszywych czy innych, choć ten człowiek sam mianuje się Prorokiem. Powiem tylko to, co dzie-