Strona:Jan Siwiński - Katorżnik.djvu/105

Ta strona została uwierzytelniona.

następuje podział, biorą najprzód rybę wielką i średnią, mała zaś miała czas uciec przez calowej wielkości oczka niewodu. — My kupowali z tej kupy, która od podziału pozostała jako braki i płaciliśmy dwie kopiejki za szuflę kopiatą.


Tutaj również miałem sposobność zapoznać się z koczowniczem życiem Buryatów i Tunguzów. Życie to ich stepowe, zbliżone jest do życia naszych cyganów węgierskich, dzisiaj tu, a jutro tam. Dziś widzisz cały szereg jurt poustawianych obok siebie, a za parę dni wszystko to znika. Jurta jest to rodzaj namiotu, ustawionego na trzech w trójkąt wbitych w ziemię żerdziach i obwiniętego wojłokiem. Wojłok jest to sukno filcowe, grube na cal. W czubku owego trójkąta jest dymnik i kociołek utwierdzony, który wisi nad ogniskiem w jurcie. Pod tym kotłem pali się dzień i noc ogień, niby w świątyni Znicza lub Westy, a w kotle gotuje się mięso ze zwierząt dzikich i domowych. Chleba ci ludzie nie znają. Do spania są tapczany i wory wojłokowe, do których włażą na spoczynek nocny. Ubrani są w kożuchy lato i zima, tak mężczyźni jako też i kobiety. Sławna jest ich wódka „kumys“, którą sporządzają z owczego nabiału przez fermentowanie, lecz nie wiem jak się to urządza. Na takiej uczcie tunguzko-buryackiej byłem, gdzie mnie raczono obiadem i kumysem. Obiad składał się z następujących specyałów: Do kotła wkłada się mięso bydlęce, końskie, owcze, wszelką dziczyznę i wszelki drób, to wszystko zalewa się mlekiem tak krowiem jak i owczem i tak się gotuje. Po ugotowaniu, gospodyni wybiera mięso, obskubuje rękami od kości, układa na tapczanie i zaprasza gościa, aby jadł. Choćbyś jednak był głodny jak wilk, to skoro spojrzysz na jej ręce, nigdy nie myte, i na jej paznokcie