Strona:Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu/12

Ta strona została skorygowana.

nowisko nieodpowiedzialnego za nic współpracownika Gazety, zamieniłem za mozolna posadę organizatora i redaktora Dziennika Polskiego.
Posada ta była w istocie nader mozolną. Z jednej strony, gdy zrezygnowali wyżwymienieni trzej posłowie, i gdy w parę tygodni później odbyły się nowe wybory, Dziennik nie mógł przecież w tak krótkim przeciągu czasu przerobić opinii — stał owszem izolowany ze swoim programem, a ci, którzy się z nim zgadzali, nie śmieli jeszcze wystąpić po obywatelsku, publicznie — z małemi chyba wyjątkami: podczas gdy przeciwnie agitacja ze strony sprzymierzonych Sapieżyńców i Smolkistów nie zaniedbywała niczego i nie pogardzała żadnym środkiem. Z drugiej strony grono założycieli Dziennika składało się z członków, którzy jednę tylko mieli myśl wspolną, a to, potrzebę umiarkowania, a więc wstręt do programu Smolki (ówczesnego). W miarę, jak pokazywało się, że ci, którzy dla obalenia Ziemiałkowskiego wyzyskali organizację Tow. narodowo-demokratycznego, ani myślą o prowadzeniu polityki skrajnej, ale owszem gotowi są paktować z rządem, jak Ziemiałkowski — i w miarę jak Dziennik obok umiarkowanych zapatrywań na politykę wiedeńską począł rozwijać program rzetelnie liberalny, poczęli go odstępować jeden po drugim jego założyciele, i byłby upadł, gdybym w stanowczej chwili nie podjął się był prowadzenia go na własną rękę, wziąwszy do pomocy p. W. W. Smochowskiego.
Pierwszy sejm po upadku Ziemiałkowskiego, wysłał do Wiednia nie Smolkę, ale Wilda — kierownictwo delegacji objął p. Grocholski. Trafiono na taką sytuację, iż mniejszość gabinetu (Potocki i Taaffe) wraz z koroną, a raczej korona i jej bliżsi doradcy wraz z tą mniejszością, sprzykrzyła sobie burgerministrów i gotowa była pozbyć się ich przy pierwszej sposobności. Zamiast więc bronić rezolucji, p. Grocholski od razu wszedł w tę kombinację, która prowadziła niby do „ogólnej ugody“ z wszystkiemi krajami. Dziennik Polski codzień przypominał delegacji i krajowi, iż mamy przecież program „rezolucyjny“, dla którego ziszczenia tyle narobiono hałasu we Lwowie. Delegacja szła swoją drogą, a kraj dziwił się, że osławiony Dziennik ma słuszność, i że w istocie najzawziętsi rezolucjoniści ani trochę już nie dbają o rezolucję. Nakoniec delegacja ustąpiła z Rady państwa, gdy jej to z góry polecono — Smolka, który wiecznie powtarzał, iż noga jego nie postanie w parlamencie wiedeńskim, tryumfował. Tryumfowało Towarzystwo narodowo-demokratyczne i iluminowało miasto. Ale większość wyborców inaczej już zapatrywała się na sprawę. Przy nowych wyborach wyszedł z urny Ziemiałkowski, a Smolka omal nie upadł. Sejm tylko, wierzacy w mądrość polityczną p. Grocholskiego, nie chciał mu dawać niebezpiecznego współzawodnika, i zamiast niego, z posłów lwowskich wybrał do Wiednia Smolkę.
Smolka, po wszystkiem co się stało i co się gadało — przyjął wybór i pojechał do Wiednia.
To było ciosem śmiertelnym dla „tromtadracji“ lwowskiej, nie zaś ośmieszanie jej w kronikach. Mógłbym był długo jeszcze wykazywać, że ten i ów nie umie gramatyki, że tamten znowu nie wie nawet, jak powinna wyglądać federacja, że trzeci nakoniec plecie trzy po trzy o demokracji a służy panom — wszystko to byłoby nie przekonało ogółu. Ale kiedy sam prorok federacji i opozycji biernej zaparł jej się tak