Strona:Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu/259

Ta strona została przepisana.

fryców finansowych tego rodzaju, tracących od czasu do czasu ze strachu pewną część swego kapitału.
Ale strata na papierach, które się rzeczywiście posiada, nigdy nie może być tak wielką i tak dotkliwą, jak strata na dyferencjach, tj. na pozornem kupnie i sprzedaży, ho mamy graczów, którzy ryzykują cale swoje mienie, a nawet zadłużają się i fantują, w nadziei osiągnięcia bajecznych jakichś zysków. Ludzie tak biedni, że nie są w stanie sami rozpocząć najmniejszego interesu, tworzą spółki i ostatni grosz oddają w ofierze — pośrednikom handlu papierami. O pewnych porach dnia, urząd telegraficzny i kantory ajentów oblężone są formalnie przez takich spekulantów, którzy składają się po 5 i po 10 ct., by wysłać telegram do Wiednia, z poleceniem kupowania lub sprzedawania. Grać z korzyścią o sto mil od miejsca, gdzie jedna chwila decyduje o zysku lnb stracie, gdzie walczy z sobą mnóstwo potężnych i nieznanych wpływów, jest rzeczą prawie niemożliwą. Druty telegraficzne są ciągle tak zajęte, że depesze dochodzą zaledwie w 12 godzin po wysłaniu, i telegram zastaje nieraz odmienną całkiem sytuację od tej, wobec której był wysłany. Nieraz zdarza się, że pośrednik w Wiedniu już dawno sprzedał z korzyścią dla siebie papiery, nim gracz we Lwowie, przyciśnięty potrzebą, poleci mu sprzedaż po znacznie niższych kursach. Mimo tych niekorzyści, aż nadto widocznych, namiętność do gry giełdowej rozpowszechnia się coraz bardziej. Najmocniej szerzy się ona między proletarjatem żydowskim, ale i między zamożniejszymi i bogatymi żydami i chrześcianami ma mnóstwo zwolenników. Ludzie witają się pytaniem: A jak tam z anglosami? i żegnają się zapewnieniem, iż akcje franko austrjackie spadną, czyli, według wytwarzającego się żargonu „franko austrjan wezmą w skórę“. Czasem, rozmowa przybiera jeszcze bardziej lakoniczną i dla profanów zagadkową formę, np.:
— A co?
— Ośmdziesiąt trzy, sześćdziesiąt.
— Trzymasz?
— Trzymam.
I obydwaj znajomi rozchodzą się z wszelkiemi oznakami wewnętrznego zadowolenia. Każdy uśmiecha się w duchu sam do siebie, i dziwi się sobie, że taki sprytny. Sprytny, bo „trzyma“, tj. nie sprzedaje papieru, który za pomocą różnej reklamy doszedł już do podwójnej kwoty swojej wartości rzeczywistej. Nie potrzebuję dodawać, jak często spryt taki zawodzi swoich właścicieli, i jak często z tryumfującej, robi się rzadka nader mina.
A jednak, gdyby nie było podobnie „sprytnych“ ludzi między chudymi pachołkami, na kimżeby sprytniejsi od nich miljonerowie robili dalsze swoje miliony? Wszak Kotszyld, i Sina, i jak się tam jeszcze nazywają ci panowie, chcą żyć także!
W świecie finansowym, jak w politycznym, chudopałkowie nieraz nie wiedzą, komu służą, na czyj pożytek obraca się ich praca. Niejeden, po 5 centów od wiersza, pisze siarczyście demokratyczne artykuły, i dziwi się, że arystokracja tak dobrze płaci za jego spryt w obalaniu arystokratycznego porządku rzeczy.