Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka pracuje.pdf/28

Ta strona została uwierzytelniona.

rzył o koniach. Dlaczego tak ciągle śmiał się, poganiał swe szkapy i krzyczał? Zawsze go widziano wesołego, chociaż nieczęsto zjawiał się w dolinie.
— Dzień dobry, Gaduło! — powitał go wesoło Jakób Brzózka.
— Dzień dobry, Gaduło! — podchwyciła dzieciarnia. — Ile koni zaprzęgliście dzisiaj do wozu?
— Cztery!
— Co, tylko cztery?
— Bo właśnie dwa sprzedałem, — zaśmiał się Gaduła. — Sprzedałem moje koniki gospodarzowi z oberży „pod Niedźwiedziem”. Ale znów mam sześć. Ha, ha, hal Jest przecież sześć! Sześć! Wiecha! Wiśta! Wio — Gaduła cmoknął językiem i zawołał jeszcze głośniej: — Wiecha! Wiśta! Wio! — a dzieci ochoczo biegły po obydwu jego stronach.
— Gaduła! Hej, Gaduła, która godzina? — indagował Jakób Brzózka.
— Musimy wiedzieć, żeby się nie spóźnić do fabryki, — dorzuciła Basia, trącając Anielkę.
Wszystkim dzieciom aż oddech zaparło w piersiach, gdy Gaduła wyciągnął z kieszeni stary, zardzewiały nóż, zwisający na grubym srebrnym łańcuchu.
— Już kwadrans! — rzekł z powagą, jeszcze szerzej otwarł oczy, strzelił z bata i zawołał: — Wiecha! Wiśta! Wio!
Zaledwie zdążył to wypowiedzieć, gdy odezwał się stary zegar na wieży kościelnej, wybijając uroczyście szóstą poranną godzinę.
Dzieci ogarnęło przerażenie. Fabryka!