Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka w szkole.pdf/107

Ta strona została uwierzytelniona.

— Na miłość boską, przecież to dzwon pożarny! — zawołała matka, wypuszczając z rąk motykę.
W tej samej chwili zaczęły bić dzwony kościelne, a ludzie w przerażeniu biegli do wsi, z której samego środka unosił się ku niebu gęsty, czarny dym.
— Gdzie się pali, gdzie się pali? — zapytywali jedni drugich.
— Zdaje się, że u Brzózków? — zawołał Stanisław Styk, — biegnijmy na pomoc!
Wszyscy ruszyli w stronę gospody „Pod Niedźwiedziem.”
I słusznie! Obszerna stodoła, wybudowana niedawno za domem, stała w płomieniach.
— Bydło, bydło! — wołali wieśniacy.
Ktoś wdarł się do obory i począł wyprowadzać ryczące krowy i cielęta. Konie rżały niespokojnie, kozy biegały tam i napowrót w popłochu. A pożar wzrastał, bo stodoła Brzózków napełniona była po brzegi sianem.
Przyjechała sikawka straży ochotniczej.
— Kiszkę do kanału!
— Pompować!
— Wody! — rozkazywał Styk.
— Drabiny!
— Ludzie, prędko po wiadra!