Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka w szkole.pdf/128

Ta strona została uwierzytelniona.

Wojtek podrapał się w ucho i począł biegać po stajni wielkiemi krokami tam i napowrót.
— Tak, tak, — mruczał, — marnie tym razem idzie, marnie! Ale muszę skończyć, bo nie byłbym Wojtkiem!
Zaśmiał się i zatarł z zadowoleniem ręce, potem zaś podszedł do saneczek Anielki i zaczął je oglądać.
— Coś z niemi robiła, że tak się zrujnowały?
— Wjechałam do strumyka, — odpowiedziała Anielka. — Ale czy nie moglibyście tych saneczek naprawić, Wojteczku?
W stajni zaległo milczenie, a Anielka ani na chwilę nie spuszczała wzroku pytającego z twarzy Wojtka.
Nagle drzwi się otworzyły i do stajni weszła Cesia, rozglądając się ciekawie dokoła. Na stole stało mnóstwo dużych i małych pudełek, leżały kółka od zegarków, skrawki papieru, ścinki materjału, wiórki drewniane, skorupki, nóż i świderek.
— To ci te saneczki naprawię, — zdecydował się Wojtek po namyśle. — A coś ty przyniosła? — Zwrócił się do Cesi.
— Mama się pyta, czy nie moglibyście przylepić mojej lalce głowy, bo wczoraj jej odpadła?