Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka w szkole.pdf/14

Ta strona została uwierzytelniona.

— Moja noga... nie mogę... jej stamtąd wyjąć, — szlocha Anielka.
Sołtys pochyla się. Ujmuje w obydwie ręce opalone kolanko dziewczynki. Zaczyna ciągnąć, Anielka jęczy.
Sołtys ciągnie wciąż mocniej i mocniej, aż wreszcie opalona nóżka jest znów na swobodzie.
— Teraz możesz biec dalej, — śmieje się sołtys, — jakim sposobem wsunęłaś tam nogę?
— Chciałam tylko spróbować, czy przejdzie, a potem już nie mogłam jej wyciągnąć, — jąka się Anielka.
Sołtys śmieje się znowu.
— Tak, tak, i spróbowałaś, — mówi. — Nie płacz już teraz. Miałaś karę, boś się musiała bardzo przerazić, ale za ten przestrach należy ci się nagroda.
Tak mówi sołtys i z portmonetki wyjmuje dziesiątkę, którą podaje Anielce. Błękitne oczy dziewczynki śmieją się znowu i całe zmartwienie jest już dawno zapomniane.
— Dziękuję serdecznie, — woła Anielka uradowana i zarzuciwszy woreczek z solą na plecy, śpiesznym krokiem biegnie do domu.