Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka w szkole.pdf/33

Ta strona została uwierzytelniona.

staje opróżniony. Gospodarz wyjeżdża ponownie na łąkę. Dzieciaki gonią wóz, siadają na pustych deskach i przesuwają bose nożyny między szczeble drabin.
— Hop, hop! — wołają wesoło.
Wojtek po pół godzinie przywozi drugą furę do stodoły. Słońce powoli kryje się za chmurami. W oddali słychać przytłumiony grzmot. Druga fura zostaje wyładowana. Gotowe! Gospodyni siada na pustym wozie. Tym razem na łące już i matka Anielki pomaga, ładując wielkiemi widłami siano na furę. Wojtek zacina konie. Wreszcie ostatni wóz wraca do stodoły. Konie niecierpliwią się, bo grzmoty stają się coraz wyraźniejsze. Ludzie pracują wytrwale, nie mówiąc do siebie ani słowa. Gospodarz uspokaja zaniepokojone zwierzęta. Udało się jednak. Bez kropli deszczu siano zostało zwiezione do stodoły. Ludzie wyprostowują plecy, oddychają z ulgą. Pierwsze ciężkie krople deszczu spadają na ziemię. Niebo rozdziera oślepiająca błyskawica. Gdzieś w oddali uderzył piorun. Wszyscy śpiesznie biegną ze stodoły do chaty.
— Dzięki Bogu, zdążyliśmy; — mówi gospodyni do matki Anielki i obydwie zadowolone wchodzą do izby.