Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka w szkole.pdf/63

Ta strona została uwierzytelniona.

wało ze wszystkich chat wioski, dzieciom jednak było coraz smutniej na serduszkach.
Zmęczone wsunęły się cichaczem do izby. Powstrzymywały z wysiłkiem łzy.
W milczeniu zjedzono skromną wieczerzę. Chłopcy próbowali grać w coś, ale im jakoś nie szło. Najstarsza Amelka odsłoniła firankę u okna.
— Tam chociaż widać choinkę w mieszkaniu doktora — rzekła — chodźcie, popatrzymy trochę.
Dzieci ustawiły się przy oknie i patrzyły. W izbie zaległa cisza, cisza przepojona smutkiem.
I nagle u drzwi wejściowych rozległy się jakieś szmery. Któż to może być o tej porze? Dzieci poczęły nasłuchiwać. Zadźwięczał cichutko dzwoneczek. Odeszły od okna. Dzwoneczek zadźwięczał znowu, coraz głośniej, coraz wyraźniej, teraz ktoś zapukał do drzwi. Drżąc z podniecenia, dzieci nie mogły ruszyć się z miejsca. Wreszcie matka drzwi otworzyła, a dzieciaki pobladły ze zdziwienia. W białej, długiej szacie, pokrytej płatkami śniegu, weszło do izby Dzieciątko Jezus. Niosło w maleńkiej rączce żarzące się świeczkami drzewko, obwieszone połyskującemi zabawkami.