Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka w szkole.pdf/74

Ta strona została uwierzytelniona.

Więc nie napróżno w całej wiosce nazywano doktora Wardasa „Czarodziejem“!

Po szkole.

Anielka wbiegła do izby. Matki nie było w domu, ale na stole leżało osiem kupek pokrajanych owoców i osiem kawałków chleba. Romek i Stasiek sięgnęli po swoje porcje. Zgłodniali, zatopili ostre zęby w kromkach świeżego chleba. Anielka również wzięła ze stołu swoją porcję i cichutko usiadła w kącie. Po chwili zjawiła się reszta rodzeństwa i stół się wkrótce opróżnił.
— Chodź, Romciu! Pójdziemy do mamusi w pole, — odezwał się Stasiek po ccwili.
— Tak, a my musimy pojechać po nawóz, — zwróciła się Anielka do Stefka. — Weź teczki ze stodoły!
Po chwili już Anielka dreptała obok taczek, które popychał przed sobą Stefek. Na ramieniu niosła łopatkę i miotłę, a minkę miała niezwykle dumną. Nagle Stefek zaczął biec szybko. Dostrzegł gdzieś w oddali kupkę nawozu.
— To moje! — ryknął Henio sąsiadów, który również wybrał się z taczkami na poszukiwanie.